15.12.2017

•14-15• blogmas [dzień z nami]

14.12 - czwartek.
Zaspaliśmy!
Jak to w życiu bywa, zazwyczaj wtedy kiedy ma się plany - budziki nie budzą. A że dzieci pośpiechu niestety nie znają, wyjeżdżamy w odwiedziny z godzinnym opóźnieniem.  


Jeszcze krótki stop w przedszkolu i ruszamy dalej...

   

Pogoda jest przecudowna. Jadąc pod słońce prowadzi się ciężko, a tirów na tej trasie jak mrówek. Zaledwie po 10 km pierwszy stop - bo katar, a to zabawka spadła, a to smoczek...



... nic to, 100 km poźniej, wreszcie dojechaliśmy! 
Umówiłyśmy się z koleżanką R. na adwentowe spotkanie, a tu niespodzianka szampan na śniadanie! Tak można żyć. 
Zostałam obdarowana nowiutką, kolejną częścią sagi Siedem Sióstr. Teraz to jestem gotowa na Święta. R. ma najwygodniejszy fotel tego świata - było smacznie i milusio. A Jn mimo braku drzemki był grzeczniutki. 


Wszystko co miłe szybko się kończy. Trzeba wracać... a pogoda jakby odczuła - lało całą drogę. Jn już po pierwszym zakręcie usnął, więc podróż powrotna minęła bardzo szybko i w spokoju.


Po drodze odebraliśmy oczywiście jeszcze braciszka.


Mama jak zawsze obładowana. A pod drzwiami czekała paczuszka - zamówione podraunki zaczynają się kompletować. 

                        



Dostałam już pierwszą świąteczną kartkę. Czytałam ostatnio ciekawą wypowiedź, że wysyłanie kartek w naszych czasach jest już pewnym rodzaju obciachem i że powinno się wysyłać kartki jedynie do tych osób, co z góry się zakłada, że to docenią i się z tego naprawdę ucieszą. 

Szczerze powiedziawszy nie myślałam o tym w ten sposób- być może są jednak takie osoby, którym tak naprawdę to wszystko jest obojętne... a może ja też wysyłam kartki takim osobom?!



Na obiado- kolację mamy dziś frytki! Mniam.
Wieczornych wygłupów i malowania nie może zabraknąć ... deficyt sił był jednak na tyle odczuwalny, że najchętniej juz nie wstawałabym z sofy.
Prawda jest taka, że moje wieczory na tym etapie się od paru dni kończą. Zasypiam razem z Chłopcami, budzę się około północy, przebieram się i śpię dalej. Zazwyczaj idę jeszcze budzić Męża, który usypia razem z Juniorem. Niestety takie spanie ma swoją cenę... z niczym się nie wyrabiamy. 



15.12 - piątek
Wstałam lewą nogą- i to nie tylko ja. Znaczy się, gdyby nie dzieci i obowiązki nie wstałabym w ogóle. 
Po odstawieniu Juniora do przedszkola, czas na śniadanie. Standardowo dziś było musli, a towarzyszył nam przy tym vlogmas LifeManagerki.  Zimowa chandra mnie jednak złapała - ciepły tost z miodem. To jest to :) 
Następnie zabieram(my) się za domowe obowiązki...


Poranek nie jest dla mnie łaskawy. Ciężko ruszyć mi z tym dniem. Na dworze pada, a jeszcze na dodatek Młody tak samo nie jest w najlepszym humorze i swoje niezadowolenie daje bezpośrednio się odczuć. Dlatego wcześniej niż zazwyczaj kładę go spać.


Czas na pierwszą kawę tego dnia, drugi kawałek ciasta i nadrabiania zaległości przy komputerze. I nauczka, aby nie zmieniać składników już w sprawdzonym przepisie...

       

Dostarczono kolejną paczkę - tym razem z zapachowymi świeczkami. Próbowałam sobie również osłodzić dzień sałatką z mango, kiwi i persymoną ale średnio to zaowocowało.

Kokosanki to smak mojego dzieciństwa, a że robi się je bardzo bardzo szybko, to rach ciach i już były w piekarniku. Na obiad mieliśmy dziś równie szybkie domowe wrapy, także dało się połączyć obydwie czynności za jednym nagrzaniem piekarnika ...
Następnie ruszyliśmy całą gromadką pozałatwiać sprawy, które ku wielkiemu zaskoczeniu (not!) i tak nie dało się w 100% załatwić.
Za to mieliśmy miło spędzony czas wokół pięknych ozdób, świątecznego klimatu, grzanego wina i miliona światełek. Dobre chociaż to. 

   

Wieczór spędzam w wannie. Robię manicure. Piję wino. 
Jest okay.

Do zobaczenia!


Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen