30.07.2017

#beactive

Nie spodziewałam się, choć po cichu liczyłam się z tym, że bieganie/jeżdżenie na rowerze, będzie tutaj po prostu czystą przyjemnością.


23.07.2017

Kindle - M. Lunde "Historia Pszczół"

To, że po ponad roku od posiadania kindla nie wspomniałam o nim nawet jednym słowem, mówi samo za siebie, jak bardzo ignoruje fakt jego posiadania.

Dostałam w prezencie z myślą, że jako mama dwójki już kompletnie zaprzestanę czytać. 
Byłam wręcz oburzona. Bo jak to? JA nie potrzebuję czytnika. Foch. 
Leżał w pudełku nietknięty przez dwa miesiące.

Do dziś gryzie się z moją ideologią. Używam, ale jednocześnie ignoruję. 
Jednak nie mogę powiedzieć o nim złego słowa, a Mąż dobrze wiedział co robi, obdarowywując mnie wersją z podświetlanym ekranem. 
W porównaniu i tak czytam mniej niż kiedyś, ale bez niego zapewne nie czytałabym wcale. 



Słowem wstępu do niezwykłej powieści o pszczołach, autorki Maji Lunde. I nie, to nie bajka dla dzieci - o co jestem często pytana wspominając o niej :)
Nie dziwię się, że książka otrzymała nagrody literackie. 
Wyróżnia się. 

Jedyny mój problem polegał na tym, że namacalnie nie wiedziałam kiedy się skończy. Nagle dobiłam do ostatniej strony. Kindle pokazał przeczytane 100%. 
Wiadomo, rozumiem co to oznacza. Jednocześnie uświadamia jednak, jak bardzo ważne są dla człowieka różne sensoryczne bodźce.

Bo nic na świecie - tak nic a nic, nie zastąpi tego uczucia, tej sekundy świadomości, tego zadowolenia, kiedy przewracasz ostatnią stronę w "prawdziwej" książce-książce.

20.07.2017

roczek

Roczek drugiego dziecka to już wydarzenie w całkiem innym klimacie. Brakowało mi tych szczególnych emocji i wzruszenia jak za pierwszym razem. Mimo tego, myślę że dla niego był to bardzo udany dzień. A dla nas jeszcze lepszy wieczór, kiedy to już Roczniak imprezę swą opuścił...

I gry były. I śmiechu dużo. Wino, letni wieczór i beztroskie spędzanie czasu, aż do późna w nocy.
W ogóle pobyt w Polsce był tym razem zdominowany towarzyskimi spotkaniami.
I kurcze, tak po cichu uchylę rąbek tajemnicy... fajnych mamy tych przyjaciół i znajomych!


03.07.2017

LEBEN, LIEBEN & GENIEßEN vol.3

Jedną nogą już w Polsce (głowa jest jeszcze gdzieś na autostradzie) czas na szybkie chwilowe "tu i teraz". Z racji wyjazdu zebrałam wszystko co dominuje ostatnimi czasy, bo pobyt w rodzinnych stronach rządzi się swoimi prawami. A że jestem maniaczką codzienności i niezmiernie lubię delektować się tym wszystkim- to...

Zaczynamy!


Ice ice baby. Lody lody dla ochłody. Zwijcie jak chcecie, kolejny rok nieustannie w ruchu są te oto silikonowe foremki. Na instagramie pod #icecreamqueen pokazywałam niejedną lodowo-owocową aranżację. Są łatwe, a przede wszystkim zdrowe. Nie chwaląc siebie za bardzo, po cichu skromnie jednak powiem, że czekoladowe na gęstym mleku kokosowym pobija wszystko. Zaraz po nich króluje mango. 
I szczerze powiedziawszy, kupne lody mi już nawet nie smakują...

Po tygodniach praktycznie bez makijażu, powoli wracam do żywych. Zaskoczona jestem jedynie, ile dodatkowo miałam z rana czasu- a ja naprawdę nie należę do kobiet, które nie wiadomo jak się malują. Silna alergia, łzawienie i swędzenie oczu itp. spowodowało, iż ostatnie co chciałam to tuszować oczy. Przede wszystkim wizja wieczornego demakijażu hamowała wszystko co z make-upem miało do czynienia. Jednak tusz Dior Diorshow Iconic, który podsunęła mi Mama, jest rewelacyjny. Tusze to taki temat rzeka. Zazwyczaj potrzebuję długo - bywało że aż do miesiąca - aby moje rzęsy się z nowym mazidłem oswoiły. Żyłam w przekonaniu, że taka kolej rzeczy. Póki nie wypróbowałam Iconic. Efekt widziałam od razu, nie mając nawet pomalowanego jeszcze drugiego oka.

Co roku na wiosnę ten sam problem. Tym razem postawiłam na ochronę przeciwsłoneczną  francuskiej firmy Laboratoires de Biarritz, która  w dziale kosmetyków naturalnych jest dość nowa na rynku, ale za to ma same pozytywne opinie. Fluid jest wodoodporny, bardzo ładnie się rozprowadza, wchłania i pozostawia efekt mokro-suchej skóry, jeśli to ma jakiś sens. W każdym razie jest dobrą bazą pod puder lub produkty sypkie mineralne. A na tym mi akurat zależało. Dodatkowo chciałam mieć krem, który również mógłby użyć mąż lub dzieci, więc wszystkie kremy tonujące nie wchodziły w grę.
Minusem może być dość nietypowy i na pierwszy rzut nachalny zapach kokosa i masła shea, jednak po chwili zapach się ulatnia pozostawiając po sobie tylko lekką nutkę. Jest niekomedogenny, lekki i nieklejący. Sprawdził się idealnie w te czerwcowe upały. Kolejna trafiona perełka.

Pszczółka. Ołówek podarowany od moich Chłopaków. Mój towarzysz kiedy z nosem siedzę w książkach. Umila mi pracę. Takie małe coś a cieszy. Sama jestem jak taka pszczółka, jestem pracowita ale i ukąsić potrafię, także pasuje jak ulał. Żebym była tylko produktywna jak taka pszczółka, bo praca mgr. nie napisze się sama. 

W tym kontekście pasuje kolejna pozycja: książka Maji Lunde "Historia Pszczół". Wstyd się przyznać, ale w tym roku nie przeczytałam jeszcze ani jednej książki. Takiego czegoś jeszcze nie doświadczyłam. Bywały okresy bez książek, ale zupełny brak czytania, tego przyjemnego nie naukowego czytania, ciążyło mi okropnie...więc postanowiłam odkurzyć Kindla. Czytam przy usypianiu maluchów lub przed pójściem spać, nawet jeśli byłby to tylko jeden rozdział.  

Śniadanie. Śniadanko. Śniadaniunio... chwilowo prawie każdy poranek zaczynam z dużą porcją musli. Mieszam dwa różne rodzaje płatków uważajęc aby nie było żadnych niepotrzebnych dodatków (aldi ma dobre składnikowo w swoim asortymencie), dosypuję amarantus ekspandowany, chia, miks orzechów, pestki dyni i suszone owoce. Zalewam mlekiem roślinnym. Proste i sycące. Jeśli z rana wychodzę zabieram swój zestaw musli + mleko po prostu ze sobą.

Po dwu miesięcznej przerwie czerwiec został zdominowany sportem. Nową okolicę poznaję dosłownie w biegu - nie mogę przestać się zachwycać jak tu zielono i jaka to różnica biec w naturze a nie po mieście, mimo iż dość zielono tam mieliśmy.
Do tego doszły regularne ćwiczenia. Dzielny duet pozwala zresetować głowę i pomaga nadszarpniętym nerwom. Wszystko zaczyna się w głowie. 

Czerwiec ponownie zaskoczył nas upałami - nie ma nic lepszego zakończyć taki dzień zimnym (bezalkoholowym) piwem. Lubię od czasu do czasu napić się tzw. Baneneweizen - piwo żytnie zmieszany z nektarem bananowym. Ostatnio upodobałam sobie jednak smakowe piwa, które traktuję raczej jako lekkie letnie drinki.

Last but not least: moje tu i teraz dominuje wszechobecna na każdym kroku odczuwalna praca magisterska.  Komputer mam praktycznie wszędzie ze soba, moje myśli prawie bez przerwy krążą w okół jedengo-  w takim klimacie będą właśnie moje wakacje i kolejne miesiące.