Nie jestem z tych, która w sklepie, na urlopie lub obojętnie gdzie na tej ziemi zaczepia Polaków pytaniem "ojej wy też z Polski?"
Nie da się ukryć, że Polacy są wszędzie. Spotykałam ich na ulicy, w sklepie obok, w Londynie, na Wiezy Eiffla, na zamku w Zagreb i na plaży w Samanie- i nie mówię tego wcale złośliwie. Tak samo mogę twierdzić, że wszędzie są Niemcy i Francuzi - nie wspominajac już o Chinczykach.
I jak już dojdzie do przywitania, obojetnie gdzie - nigdy nie miała miejsca taka rozmowa jak tu:
- "A Państwo skąd przyjechali" pytam po chwli z ciekawości, chcąc się dowiedzieć czy mieli bezpośredni lot , czy i gdzie przesiadkę, ile godzin lotu.. itp.
- "Z Toronto, wy też??"
- "My z Polski"
- "Tak z Polski POLSKI??!!"
- "Emm.. tak." odparłam zdziwiona.
- "To Polaków już stać na wycieczki tutaj?!"
Byliśmy tak zaskoczeni tym pytaniem, że całkowicie zapomniałam o tym, że w ogóle nie miałam ochoty na tę rozmowę.
- "Jak widać to TAK. W zeszłym tygodniu była również para z Wrocławia."
Zaskoczenia i zdziwienia w jej oczach (choć zasłonięte okularami) nie dało się nie zauważyć.
- "To wy zapewne na Honeymoon. Pierwszy raz na karaibskiej wyspie? Na 7 nocek?" / Więcej pytań nie mogła zadać?/
- "Na 10. Dużo dziś chmur, prawda?" Chąc dyskretnie zmienić temat.
- "Ah, aż na 10!!!" - pierwszy raz odzywa sie również jej Mąż: "Taka pogoda jest tu normalna, tu jest RAINFOREST! Byliśmy w listopadzie w Punta Cana i tam jest sucho, bez chmur, only sun."
I jak się wyrwać z takiej rozmwowy?? Gdy następne pytanie brzmi:
- "Tak tylko z ciekawości, ile kosztuje taka wycieczka z Polski?"
- "Oh na pewno z 2000 dolarów, jak nie więcej!" odpowiedział jej Mąż.
W tej oto chwili, nie znaliśmy się nawet 5 minut.