29.11.2011

z cyklu: weselne pogaduszki

Blondynka. Brunetka. Singielka. Studentka. Szczupła. Korpulentna. Przyjaciółka. Mężatka....
Jest o niebo więcej możliwości jak klasyfikować ludzi, albo w jaką szuflade wkładać nawet i samą siebie. 
I nie zdajemy sobie sprawy, ile takich szuflad nieświadomie otwiera i zamyka się na codzień. Pozytywnych....jak i negatywnych.

Latem na weselu w Polsce siedziałam koło dziewczynie i jej brata z Niemiec (jaki przypadek). Po paru godzinach, kieliszkach wina i  tańców później, przy barze z ciastem i słodkościami z tą oto dwójką zaczełsię początkowo miła rozmowa. Dziewczyna (młodsza ode mnie) wypytywała się mnie o nasz ślub. Gdzie, co, jak i w ogóle. Te standardowe pytania
Miłe. Grzeczne.
Ona miała niezniszczaly uśmiech na twarzy (podziwiam takich ludzi, aczkolwiek nigdy nie wiem na ile jest to szczere) a ja miałam jeden z tych dni, kiedy czułam się naprawde dobrze- sukienka, fryzura, makijaż, miałam nawet dużą lilję we włosach- czułam się po prostu bardzo swojo i 'niezniszczalnie'. Nie mogło mnie nic wyprowadzić z równowagi....aż....
-"Podziwiam cię, wyszłaś tak młodo za mąż." (Tak młodo!?)
-"Wiesz, każdy ma tyle, na ile się czuje." (Ona dopiero skończyła maturę!!!)
- heh... (niezniszczalny uśmiech)
Żeby było jednak śmieszniej, dołączył się do rozmowy jej 30-sto letni brat. (Single!)
- "Czy małżeństwo nie przeszkadza Tobie w studiowaniu?" (Było głosno, myślałam, że źle zrozumiałam)
- "Słucham?" 
Jednak dobrze usłyszałam, lecz absolutnie nie zrozumiałam co on ma na myśli.
- "Chyba niezbyt rozumiem, co małżeństwo ma do studiów?!"
-"No wiesz, po cieżkim dniu na uczelni wrócić do domu i zająć się gotowaniem i innymi obowiązkami, wydaje mi się dość trudne." (Mam Cię, tu Ciebie boli!)
- "Dajemy sobie świetnie radę, czy gotuję dla jednej czy dla dwóch, to bez różnicy." (Jestem pewna, że nie zauważył mojego zdziwienia...zapobiegając dalszych pytań...) "A Ty, czym się zajmujesz?!" 
- "Jestem psychologiem." 

Nasza intensywna rozmowa zakończyła się własnie w tym oto momencie (i na resztę wieczoru), kiedy w tej samej chwili puszczono Jennifer Lopez 'Waiting for tonight' - moja piosenka, nie mogłam nie zatańczyć.

1 Kommentar:

  1. W tamtym momencie pewnie nie było Ci do śmiechu ale musiałam się uśmiechnąć do tego dialogu i szczególnie wzmianki o obiedzie po przyjściu wieczorem z uczelni. A co jakby obiadu nie było? Na pewno świat następnego dnia by się obudził do życia i dalej kręcił:)
    Nie lubię jak ludzie patrzą jedynie przez pryzmat swoich doświadczeń/braku doświadczeń i nie umieją się otworzyć na innych bez stereotypów czy nadawania im metek.
    Pozdrawiam ciepło!

    AntwortenLöschen