10.12.2018

•5• blogmas [a day in the life ]


Niedz., 2 Adwent - 09.12.18

Mimo iż wstałam godzinę później niż reszta domowników, na dodatek z perspektywą i potencjałem na naprawę fajny dzień, poranek był wszystko inne niż spokojny i kolorowy. 
Są takie chwile kiedy nawet kawa nie pomaga. Chciałoby się zostać w łóżku i przespać dzień. 
Są dni, że nie mam w zupełności cierpliwości do moich dzieci i siebie samej. Kiedy każde słowo mnie drażni i samo oddychanie wymaga ogromnego wysiłku. Szczególne emocje budzi we mnie najmłodszy. I niech ja powiem Wam jedno, nikt nie mówi Ci o tym kiedy zakładasz rodzinę, że będzie tak ciężko. Nie narzekam. Nie straszę. Nazywajmy po imieniu.
Ciemna strona macierzyństwa, jak ja to mówię, jest tabuizowana. No ale mniejsza o to chwilowo....


.... w końcu jest drugi adwent, a plany na ten dzień są zacne! 
Zawozimy dzieci na popołudnie do dziadków i w drogę. 



Grudzień mija mi w większej mierze prawie bezcukrowo. Czemu prawie? Bo zdarzyło mi się spróbować ciastko upieczone przez dzieci, albo kawałek domowego ciasta na Chrzcinach, albo swojej babki piernik mimo upieczonej bez cukru ale z kawałkami gorzkiej czekolady. Ale to i tak różnica niebo a ziemia w porównaniu do ostatnich miesięcy.
Jak mam chandrę na coś słodkiego robię herbatę o smaku musu czekoladowego. Pachnie przesłodko czekoladą, z racji dodanej stewii jest też w smaku słodkawa.... takie oszukiwanie siebie mi wystarcza.

Jesteśmy na miejscu. Sauna. Spa. Życie. Thats what I am talking about!



Już na wstępie jestem cała odprężona zapachami unoszącymi się w powietrzu. 
Kadzidełka. 
Olejki eteryczne. 
Z racji, że jest to wyłącznie kompleks z przeróżnymi saunami, nie ma tej typowej basenowej aury, duszności i wrzasków. sorrynotsorry Przede wszystkim nie ma się mokrego stroju na sobie. Strefa sauny jest bez odzieżowa.


I tak naprawdę spędziliśmy dzień nie robiąc praktycznie nic oprócz pocenia się i błogiego leniuchowania. 🙈 Idąc na takie spa z góry wiem, że odpocznę. Tak odpocznę odpocznę. Uwielbiam uczucie gorąca na ciele, tej temperatury i tym co z twoim ciałem robi. To uzależenie kiedy nalewają napar i ścinają powietrze ręcznikiem. Ta gra w ciepło-zimno.


Spa bez dobrego jedzenia to nie spa, wiadomo. 
Espresso w międzyczasie też musiało być.



A poza tym to tylko relaks i zmieniające się sauny z różnymi naparami. Nasz faworytem został świerk z mentolem, grzane wino i ponoć najgorętsza sauna dnia - napar Indianina. Była moc.

Mąż namówił mnie aby zanurzyć się w basenie. Temperatura wody była temperaturą otoczenia - 9 stopni. Say no more. Cieszyliśmy się jak dzieci. 



Z powrotem w domu zakończyłam dzień sokiem z selera naciowego i porcją tulenia stęsknionych dzieci. Neutralizowaniem kłótni kto może usypiać przy mamie, co skończyło się na tym, że leżałam po środku. I nie waż się wyciągnąć ręki z uścisku zanim usną. 
Potem chwila wdzięczności i krótkiej rozciągającej jogi.

Spisując te słowa uświadomiłam sobie jaką ja w gruncie jestem szczęściarą. 

Do zobaczenia za tydzień. 
Będzie fajnie, będą odwiedziny z Polski i świąteczny jarmarkt! :)

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen