Niedz., 2 Adwent - 09.12.18
Mimo iż wstałam godzinę później niż reszta domowników, na dodatek z perspektywą i potencjałem na naprawę fajny dzień, poranek był wszystko inne niż spokojny i kolorowy.
Są takie chwile kiedy nawet kawa nie pomaga. Chciałoby się zostać w łóżku i przespać dzień.
Są dni, że nie mam w zupełności cierpliwości do moich dzieci i siebie samej. Kiedy każde słowo mnie drażni i samo oddychanie wymaga ogromnego wysiłku. Szczególne emocje budzi we mnie najmłodszy. I niech ja powiem Wam jedno, nikt nie mówi Ci o tym kiedy zakładasz rodzinę, że będzie tak ciężko. Nie narzekam. Nie straszę. Nazywajmy po imieniu.
Ciemna strona macierzyństwa, jak ja to mówię, jest tabuizowana. No ale mniejsza o to chwilowo....
.... w końcu jest drugi adwent, a plany na ten dzień są zacne!
Zawozimy dzieci na popołudnie do dziadków i w drogę.
Grudzień mija mi w większej mierze prawie bezcukrowo. Czemu prawie? Bo zdarzyło mi się spróbować ciastko upieczone przez dzieci, albo kawałek domowego ciasta na Chrzcinach, albo swojej babki piernik mimo upieczonej bez cukru ale z kawałkami gorzkiej czekolady. Ale to i tak różnica niebo a ziemia w porównaniu do ostatnich miesięcy.
Jak mam chandrę na coś słodkiego robię herbatę o smaku musu czekoladowego. Pachnie przesłodko czekoladą, z racji dodanej stewii jest też w smaku słodkawa.... takie oszukiwanie siebie mi wystarcza.
Jesteśmy na miejscu. Sauna. Spa. Życie. Thats what I am talking about!
Już na wstępie jestem cała odprężona zapachami unoszącymi się w powietrzu.
Kadzidełka.
Olejki eteryczne.
Z racji, że jest to wyłącznie kompleks z przeróżnymi saunami, nie ma tej typowej basenowej aury, duszności i wrzasków. sorrynotsorry Przede wszystkim nie ma się mokrego stroju na sobie. Strefa sauny jest bez odzieżowa.
I tak naprawdę spędziliśmy dzień nie robiąc praktycznie nic oprócz pocenia się i błogiego leniuchowania. 🙈 Idąc na takie spa z góry wiem, że odpocznę. Tak odpocznę odpocznę. Uwielbiam uczucie gorąca na ciele, tej temperatury i tym co z twoim ciałem robi. To uzależenie kiedy nalewają napar i ścinają powietrze ręcznikiem. Ta gra w ciepło-zimno.
Spa bez dobrego jedzenia to nie spa, wiadomo.
Espresso w międzyczasie też musiało być.
A poza tym to tylko relaks i zmieniające się sauny z różnymi naparami. Nasz faworytem został świerk z mentolem, grzane wino i ponoć najgorętsza sauna dnia - napar Indianina. Była moc.
Mąż namówił mnie aby zanurzyć się w basenie. Temperatura wody była temperaturą otoczenia - 9 stopni. Say no more. Cieszyliśmy się jak dzieci.
Z powrotem w domu zakończyłam dzień sokiem z selera naciowego i porcją tulenia stęsknionych dzieci. Neutralizowaniem kłótni kto może usypiać przy mamie, co skończyło się na tym, że leżałam po środku. I nie waż się wyciągnąć ręki z uścisku zanim usną.
Potem chwila wdzięczności i krótkiej rozciągającej jogi.
Spisując te słowa uświadomiłam sobie jaką ja w gruncie jestem szczęściarą.
Do zobaczenia za tydzień.
Będzie fajnie, będą odwiedziny z Polski i świąteczny jarmarkt! :)
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen