Weekendowe wspólne śniadania w domu lub poza nim, kończą się zazwyczaj późnym przedpołudniem- niekiedy przerywane nudzącym się już dzieckiem.
Samo rozmawianie o zdrowym odżywianiu sprawia mi sporą radość. Dużo na ten temat czytam, wprowadzając większe lub mniejsze zmiany, a jeszcze tyle można się douczyć. Stało się to nieplanowanie poniekąd moją małą pasją.
Nie o tym jednak mowa..
Ulubionych "typowych" posiłków nie będzie wiele, bo takich po prostu nie było.
Zacznijmy od sezonowych owoców i warzyw. Jestem ziemniakową dziewczyną - bardzo lubię pieczone w piekarniku i mogłabym jeść taką wersję parę razy w tygodniu. Jesienią dominuje również pieczona dynia. Granat był także hitem jesieni, musiał zawsze być w domu. Odpręża mnie bardzo(!) obieranie i "wydłubywanie" pestek...
Dzień zaczynam od ciepłej wody z cytryną i imbirem - wersja zimowa. Z chęcią piłam od razu cały litr.
Zawsze w domu- lub w torebce- wafle ryżowe polane gorzką czekoladą. Takie niby nic, ale zarówno dobre w podróży lub do popołudniowej kawy. Coś "słodkiego" dla Juniora, lub na szybko dla niespodziewanych gości.
Olej kokosowy jest całorocznym ulubieńcem. Zrewolucjonizował naszą kuchnię. Od trzech lat rządzi i szczerze, nie potrafię wyobrazić sobie gotowania bez tego cuda. Używam do podsmażania, do szejków, smaruję kanapki (wyeliminowałam masła/margaryny) - a jego właściwościom można by poświęcać o wiele więcej uwagi. Smarowałam nim noworodka, olejuje włosy. Nie no, prawdziwy "allrounder" :)
Cieszę się bardzo, że udało mi się zarazić nim rownież swoje otoczenie. Litrowy słoik starcza nam na ok.3 miesiące.
Sushi...zawsze i wszędzie. Choć tej zimy stosunkowo często gościł u nas na talerzach. Mąż ma do tego rączkę, a cała procedura stała się rodzinną atrakcją na spędzenie zimowych popołudni razem. Junior jest rownież wielkim fanem i wcina ochoczo.
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen